Przygotowywali się skrupulatnie przez wiele miesięcy i wszystko mieli zaplanowane. Każdy z nich przeszedł wielokrotnie szlak pielgrzymkowy na Jasną Górę, a wśród nich był też jasnogórski przewodnik. Sprzęt został wielokrotnie przetestowany. Odbyli liczne wymyślne treningi. I wszystko miało być jak w zegarku… i było... aż do drugiego dnia. Potem wszelkie plany i obliczenia doznały drastycznej weryfikacji. A było to tak.
Przyszliśmy do albergua w Bodenaya i kiedy hospitaliero Domingo wbijał pieczątki do naszych pielgrzymich paszportów, zdarzył się wypadek - jedna z dziewczyn spadła ze schodów. Początkowo wydawało się, że poza kilkoma siniakami i stłuczeniami, nic poważniejszego się nie stało. Jednak już na drugi rzut oka, sytuacja wydawała się poważna. Zapadła decyzja o tym, żeby zrobić prześwietlenie. Chodziło o palec u nogi, na którą nie można stanąć, palca nie czuć, a ból łzy wyciska. Przyłożyliśmy lód, zamówiliśmy taksówkę i wyruszyliśmy w drogę powrotną do szpitala w Oviedo.
To było istne déjà vu… w pół godziny przejechaliśmy tą samą trasę, którą szliśmy przez ostatnie dwa dni. Na miejscu, do szpitala została wpuszczona tylko pacjentka i jej prawny opiekun, a my z taksówkarzem czekaliśmy w poczekalni. I kiedy po czterech godzinach, kiedy wciąż nic nie było wiadomo, postanowiliśmy pojechać na mecz. To był dzień finału Mistrzostw Świata - Niemcy : Argentyna. Żeby było ciekawiej, taksówkarz miał na imię Suso - zdrobnienie, popularnego w Hiszpanii, imienia Jesus. To on wziął mnie na mecz i, ponieważ tego dnia zostałam bez obiadu, nakarmił kanapkami i kawą. Krótko mówiąc, tak wyszło, że na Camino Jesus zadbał o mnie. Już w czasie dogrywki dostaliśmy SMS, że niestety czwarty palec jest złamany i pora wracać.
Z drugiej strony, doskonale przygotowana do Camino grupa, doznała totalnej dezorganizacji. Wiem tylko tyle, że przez kolejne dwa dni dziewczyna ze złamanym palcem jechała taksówką, a pozostali wędrowali, gubiąc się na szlaku i nadrabiając wiele kilometrów drogi. W ten sposób wszystkie ich wcześniejsze plany zostały pokrzyżowane.
I taka jest prawda o Camino. W tej pielgrzymce, prędzej czy później, zostajemy postawieni w sytuacji, kiedy Droga mówi: „sprawdzam”! I wtedy musimy odkryć wszystkie karty, zdjąć maski. Okazuje się, ile jesteśmy rzeczywiście warci i na co nas stać. Stajemy w prawdzie o sobie i własnej słabości...
Na szczęście finał historii grupy dziewczyny ze złamanym palcem jest pozytywny. Ukończyli swoje Camino, planują kolejne, a palec też już się zrósł :)
Na szczęście finał historii grupy dziewczyny ze złamanym palcem jest pozytywny. Ukończyli swoje Camino, planują kolejne, a palec też już się zrósł :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz